I wtedy to widzę. DziuraPoranek. Mroźny, szary, zdawałoby się – nieciekawy. Biorę Moksa i ruszamy na spacer. Szukamy Stwórcy. Czasu na fleksję i poszukiwanie wewnętrznego spokoju?
Idziemy nad Mamry, rozglądamy się, wsłuchujemy w ciszę. Szarość powietrza, a przez to otoczenia, przytłacza, ale im dłużej patrzę, tym więcej dostrzegam piękna. Chłód maluje krajobraz w ostre kontury, świat wydaje się nieruchomy, jakby czekał. I wtedy to widzę.
Dziura w niebie nad Mamrami.
Światłość. Zatrzymuję się. Czy to przez nią można zobaczyć Stwórcę? A może to
On spogląda na mnie? A może to zwykła gra świateł i cieni?